Uwielbiam mango. Myślę, że poza jakimiś krótkimi okresami szaleństwa na punkcie grejpfruta i wiśni, mango było i jest moim ulubionym owocem. Niestety po tym jak dwa lata temu spędziłam miesiąc w Egipcie w "sezonie mangowym" i jadłam je codziennie, te sprzedawane w Polsce przestały mi smakować. A to za kwaśne, a to za twarde, zbyt suche lub zbyt włókniste.
W efekcie
przestałam je w ogóle kupować, a moje mangowe szaleństwo ograniczyło się do
soków i innych przetworów. Niestety.
Aż tu nagle
3 dni temu promocja: 1 sztuka mango 1,99 zł. Myślę sobie, a spróbuje, może już
zapomniałam jak smakowały te egipskie i będzie mi smakowało. Nic z tego. Twarde
i kwaśne. Zjadłam połowę (aromat był mimo wszystko całkiem niezły - mocno
żywiczny), drugą zostawiłam.
Ta druga połówka
leżała zapomniana na stole przy komputerze przez 3 dni i stał się cud. Zamiast
zepsuć się, połówka dojrzała.
Oto
historia połowy mango które weszło w skład najpyszniejszych babeczek jakie do
tej pory zrobiłam. Bardzo możliwe, że leżakowanie (przez kilka dni na stole
przy komputerze) nie jest warunkiem koniecznym aby babeczki te się udały (ale
pewni nie możemy być nigdy). W cieście sprawdzi się nawet dosyć kwaśne
mango. Ważny jest intensywny aromat. Polecam też mango suszone (ja dodałam
oprócz połówki mango świeżego tzn. trzydniowego, kilka kawałków suszonego).
Przepis:
- 2 szklanki mąki
- 2/3 szklanki cukru
- 1 szklanka mleka
- 100 g roztopionego ostudzonego masła lub margaryny do pieczenia
- 2 jajka
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- mango (jedno nieduże całe świeże lub 100 g suszonego)
- 3 duże łyżki masła orzechowego (można dodać więcej jeśli chce się uzyskać bardziej orzechowy aromat)
- szczypta mielonego kardamonu
Białka
oddzielamy od żółtek i ubijamy na sztywną pianę. Żółtka ucieramy z cukrem,
następnie dodajemy mleko, roztopione masło, mieszamy/miksujemy. Następnie
łączymy to z suchymi składnikami. Do wymieszanej już masy dodajemy białko i
znowu mieszamy. Robienie ciast opiera się głównie na mieszaniu. Na koniec
dorzucamy mango pokrojone na kawałeczki i mieszamy (znowu). Ciasto należy
przelać do foremek z włożonymi papilotkami (do 2/3 objętości).
Niestety ciężko
mi powiedzieć ile czasu i na jakiej temperaturze należy piec. Używałam starego
piekarnika gazowego bez wskaźnika temperatury, skutkiem czego pierwszą turę
piekłam 40 min, a drugą 20.... Myślę jednak, że w przypadku piekarników
cywilizowanych ludzi powinno to być ok 190 stopni C, ok 25 min (ale lepiej być
czujnym).
Zrobiłam
też krem, ale tu już przyznam się do małej fuszerki: był on waniliowy z proszku
(taki do którego dodaje się tylko mleko), dodałam jednak przed miksowaniem
trochę kardamonu i sporo cynamonu. Nie miałam dziś ochoty na ciężki krem na
bazie serka czy masła, ani na bitą śmietanę (choć myślę, że do tych babeczek
byłaby najlepsza).
Niech będzie pysznie!
Justyna
Justyna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz